suche info

avatar Czasem bez ładu i składu ale zawsze do przodu!




Forum kontaktowe
Wyrocznia #1
Wyrocznia #2

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

Starty 2013

Dystans całkowity:402.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:13:10
Średnia prędkość:30.53 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Suma podjazdów:5150 m
Maks. tętno maksymalne:203 (96 %)
Maks. tętno średnie:188 (89 %)
Suma kalorii:6800 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:100.50 km i 3h 17m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
98.00 km 0.00 km teren
03:18 h 29.70 km/h:
Maks. pr.:70.00 km/h
CADavg:80.0
HR max:203 ( 96%)
HR avg:180 ( 85%)
Podjazdy:1650 m
Kalorie: 2000 kcal

Road Maraton - Srebrna Góra

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 16.06.2013 | Komentarze 8

Wyścig po górach z >10% ściankami po drodze, coś w sam raz dla mnie...


Pierwsze kilkaset metrów pod Srebrną raczej spokojnie.


Dopiero w centrum wycieniowani rozkręcają grupkę i idzie już mocno, dla mnie min za mocno i na przełęczy tracę kilkadziesiąt metrów do czołówki. Tu końcówka podjazdu w Srebrnej.


Po kilku zmarszczkach i dłuższym zjeździe udaje mi się złapać główną grupkę.
Potem dzieje się coś dziwnego, na mikrozmarszcze o długości 100m wszyscy mielą w siodłach, ja przejechałem ją jak zawsze - z nabiegu w korbach, po chwili miałem kilkadziesiąt metrów przewagi...
To było na ~7km, trasa wypisz wymaluj dla takiego "górala" jak ja, szanse na skuteczny odjazd żadne więc przez dobrą chwilę kręciłem bez przekonania raczej czekając niż uciekając, mimo tego dystans się powiększał (podobno chłopaki mieli z tym coś wspólnego). Przede mną był Jarek Michałowski, który odskoczył kiedy ja goniłem grupę, gość inna liga w takim terenie ale skoro powiedziało się A trzeba powiedzieć B więc gonię.


Na szerokim odcinku obok Nowej Rudy doskakuje do mnie Dominik Omiotek, razem dojeżdżamy Jarka i zaczyna się prawdziwa orka.
Na tym zakręcie opony jęczały:)


Współpraca układa się bardzo dobrze, Dominik dokręca najmocniej, Jarek kręci równo pod zmarszczki ale na zjazdach raczej się nie zagina. Idzie naprawdę ostro i zaczyna do mnie docierać, że z nimi do końca raczej nie dociągnę, świadomość to jedno ale nie wysiada się z pędzącego pociągu.



Ostatnie wspólne km, przed odbiciem na Sierpnicę.


Dojechałem z nimi do ścianki w Sierpnicy (~35km), 15% nachylenia szybko oddzieliła ziarno od plew i złapałem ~1-1:30min straty mając wciąż 4-5min przewagi nad grupą (wg Artura który czuwał z aparatem na szczycie).
Jarek i Dominik już samotnie

Myślałem że tam zejdę...


W grupie na tym podjeździe podobno była niezła sieczka.
Teraz generalnie w dół znowu w kierunku Nowej Rudy, na tym odcinku oglądałem się nerwowo czekając aż mnie zgarną ale po wjechaniu na drogę 381 (szeroki fragment) zobaczyłem znowu Jarka i Dominika z przewagą ~200m, równocześnie doganiał mnie ktoś solo ale grupy ani śladu.
Po odbiciu na Woliborską było już źle, nogi miałem skute niemiłosiernie, jestem już ugotowany, przez ~2h miałem średnie tętno 88% z czego ~1h >90%.... Pod przełęcz wyprzedziły mnie 2 lub 3 kilkuosobowe grupki, z przodu bez niespodzianek - Bartek, Mikołaj i kilku innych "ciężkich w kat. do 70kg:)", chwilę później mija mnie Robert, na szczycie przełęczy kręcę się gdzieś zaraz za 15 miejscem. Paweł i Michał od nas mieli jechać dłuższy dystans więc na razie wszystko się zgadzało...
Na zjeździe odrabiam trochę, w Bielawie łapię kogoś i po zmianach idziemy pod Srebrną, na dole dochodzi nas jeszcze kilka osób ale niestety nie ma z czego złapać i w cierpieniach wtaczam się pod Twierdzę.

Wynik.
Open 23
Kat.B 11

Podejrzewam, że gdybym siedział grzecznie w grupie dojechałbym między 15-20 miejscem, odjazd kosztował mnie zbyt wiele.
Jeszcze raz wielkie dzięki dla Artura, który mimo choroby krążył po trasie z zapasowymi bidonami w lewej ręce i aparatem w prawej (zdjęcia jego autorstwa).

Teraz zła strona medalu, na wyścigu miało miejsce kilka poważnych kraks i niestety jedna z nich przydarzyła się naszemu koledze Michałowi Kolendzie, wpadł na auto i ma zdrowo pokiereszowaną nogę:/

Spostrzeżenia:
- było dużo cieplej niż podawały prognozy, pod koniec się gotowałem
- wypiłem 1,65L wody z "mąką" i magnezem + izo z bufetu na Woliborskiej - starczyło idealnie, na mecie miałem suche bidony
- na 2h przed podjadłem trochę makaronu (niezbyt dużo), na trasie dopiero na Woliborskiej wciągnąłem batona 200kcal, trochę lekkomyślnie olałem żele - przydałyby się ze 2 na trasie zamiast batona.
- brakło trochę cwaniactwa w ucieczce, dwójka z którą jechałem była sporo mocniejsza, próbowałem się oszczędzać ale najwyraźniej niezbyt skutecznie bo odjechali nieznacznie na Sierpnicy i przewaga utrzymywała się przez ~10km do Nowej Rudy
- na Woliborskiej dałem dupy najbardziej, trzeba było się złapać z którąkolwiek z 2-3 grup które mnie wyprzedzały, przetrzymać do przełęczy i na płaskim odcinku Bielawa-Srebrna na bank nie wyłapałbym takiej straty:/
- 25 na kasecie dała radę, 28 przydałoby się tylko na 2km na Sierpnicy i może na końcówkę dla wyższej kadencji
- na starcie miałem nowe Conti 4000s i trochę się bałem czy gdzieś na nich nie popłynę ale przy tych warunkach (ciepło) kleją się niesamowicie, na podjeżdżonych Duro Slickster bałbym się tak mocno składać

Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
00:41 h 36.59 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
CADavg:
HR max:201 ( 95%)
HR avg:188 ( 89%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

1 Kryterium kolarskie w Trzebnicy

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 19.05.2013 | Komentarze 2

Pogoda dopisała i na starcie stawiło się sporo zawodników min z Interkolu, Fiołki, Harfy no i oczywiście z Whirlpool`a, wyniki zweryfikują ale w naszej grupie startowało ~40os(?).

Początek raczej zachowawczy i w komplecie, trzymałem się gdzieś w połowie starając się obserwować całe to zamieszanie.. Na drugim podjeździe ktoś z Harfy skacze na wabia, wspólnie z Robertem kasujemy, na górce jestem pierwszy i wiedząc że dalej jest kręto i ciasno postanawiam wykorzystać pozycję, grupa trzyma mnie na ~10m ale nie zaginam się jakoś specjalnie wiedząc że szanse na odjazd są nikłe. Po krętej sekcji wpadam na drugie koło z leciutką przewagą. Na pierwszym lewym zakręcie mijam o włos na pasach kobitkę z dziećmi, zdążyłem tylko krzyknąć żeby ostrzec pozostałych, odwracam się i wszystko wyhamowało zapaliła mi się czerwona lampka, pomyślałem "oto szansa wyjątkowa" i poszedł ogień piekielny!:) Przewaga na głównej drodze była dosyć spora ale koledzy się zagięli i widziałem, że dystans zaczyna topnieć dlatego zluzowałem trochę przed pierwszym podjazdem, na którym poprawił mnie Mateusz Kryk, ktoś za nim skoczył i wspólnie próbowali odjechać, a ja w tym czasie spłynąłem sobie na podjeździe o kilka pozycji. Po akcji zaczepnej musiałem przez drugie i trzecie kółko odpocząć gdzieś w środku, a potem starałem się sukcesywnie przesuwać do przodu żeby podpatrzeć co tam się na końcówkę święci i w miarę możliwości pomóc kolegom. Na ostatnich kilkuset metrach miałem dobrą pozycję ale niestety nogi brakło na ostatniej prostej i po tym jak objechali mnie Robert i Krzysiek z teamu oglądałem się tylko czy nikt mi z koła nie wyjdzie i wtoczyłem się majestatycznie na metę:)

To pierwszy wyścig w którym startowałem i było rewelacyjnie! Sztywno, technicznie i zawałowo, naprawdę spodobało mi się:) Maratony to trochę inna bajka.

Tomek nacykał po drodze zdjęć.
Miałem na kierownicy jego kamerkę i nagrała się całość dlatego jak tylko uda nam się obrobić te 6GB to gdzieś wrzucimy.





Dane wyjazdu:
132.00 km 0.00 km teren
04:36 h 28.70 km/h:
Maks. pr.:70.00 km/h
CADavg:79.0
HR max:197 ( 93%)
HR avg:168 ( 80%)
Podjazdy:2500 m
Kalorie: 2500 kcal

IV Klasyk Radkowski 2013 - Mega

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 6

W Klasyku Radkowskim przyszło mi startować po raz pierwszy i ten argument zaważył bo zapowiadana pogoda (12st i deszcz) skutecznie podsycała moje zniechęcenie. W sumie byłem też ciekaw tych osławionych dziurawych zjazdów, na które masa ludzi pomstuje:)
Starty grup przewidziano od 8:00 dlatego przystałem na propozycję Artura by pojechać w piątek i nocować na miejscu.
Rano wszystko zgodnie z oczekiwaniami tzn. z nieba cedzi równo i miarowo. Pochłaniam sporą ilość pesto i po przygotowaniach stawiamy się na starcie chwilę po 8:00. Na miejscu czekają już Arek, Robert i Karol.
Start mojej grupy przewidziano na 8:34, nie analizowałem składu ale po kilku km wyklarowała się 4 z Robertem Karoniem, Bartoszem Bolewskim i Pawłem Wiktorem. Początkowo jechał z nami pan Kuczmarz ale nie dał rady utrzymać koła na pierwszych podjazdach.
Pierwszy raczej płaski odcinek do Chocieszowa pokonujemy w zachowawczym tempie, po przygodach w Trzebnicy taki rozwój sytuacji mi odpowiadał bo ostatnie czego chciałem to jakiś "kuń", za którym oczywiście pójdę w trupa i zjadę wykończony na mini:)
Pierwszy podjazd (pod Batorówek czy cuś) grupa robi w idealnym jak dla mnie tempie, sytuacja uległa zmianie kiedy nachylenie skoczyło >10%, tam lżejsi zawodnicy (czyli cała 3 z którą jechałem:) podkręcili i musiałem się trochę pozaginać w okolicach 90% żeby nie odjechali.
Potem osławiony zjazd, który był faktycznie bardzo nierówny (dziury w większości były połatane) ale powiem szczerze, że nie przeżyłem jakiegoś szoku i zwyczajnie prułem tam na bombę:) Wtedy okazało się, że tylko pan Karoń mimo sporo mniejszej wagi jest w stanie dotrzymać mi koła kiedy droga wiedzie w dół, pozostali zawodnicy łapali na zjazdach spore straty co wykorzystałem pod koniec maratonu.
Mocno pagórkowaty odcinek za Stoszowem pokonujemy w komplecie. Na bufecie zostawiamy pana Karonia i Pawła, celowo nie podkręcamy tempa i w konsekwencji dojeżdżają nas na Przełęczy Lisiej, pod którą w bardzo dobrym tempie wciąga nas pan Karoń (jechał tak 0,5km/h szybciej niż zrobiłbym to sam, idealna lokomotywa:). Bartek zrobił tam ~200m przewagi ale jak wspomniałem zjeżdża raczej kiepsko i na zjeździe wspólnie z panem Karoniem robimy nad nim i Pawłem dużą przewagę. Na zjeździe każdy z nas chciał prowadzić żeby mieć lepszy ogląd sytuacji i wybierać najbardziej optymalną linię dlatego niemal co zakręt się wyprzedzaliśmy, zjazd zrobiliśmy w naprawdę ekspresowym tempie:)

Drugą rundę zaczynamy tylko we dwójką starając się zrobić nad chłopakami przewagę, pasował mi taki rozwój sytuacji bo primo Bartek był w mojej kategorii, secundo na bank zrobiłby sporą przewagę na podjeździe. Tu jedzie mi się już dość ciężko i obawiam się o formę na drugiej pętli.
Wspinaczka pod Batorówek (?) idzie jak poprzednio, Bartek dojeżdża w drugiej części podjazdu, a na najbardziej stromym odcinku pan Karoń odjeżdża swoim tempem i już go nie widzieliśmy, finalnie dołożył mi dokładnie 5min. Na końcówce Bartek zyskuje ~100m przewagi, których niestety nie udaje mi się odrobić na zjeździe ani przez cały pagórkowaty odcinek do Kudowy. Wciąż miałem nadzieję, że go złapię przed Lisią dlatego opróżniam bidony, łapię z PŻ kubek izotoniku i zaczynam chyba najmocniejsze 15km przez miasto i pod przełęcz. Byłem tak zdeterminowany, że przejeżdżając przez Kudowę na ostrym zakręcie widzę pieszych na pasach, w zębach opakowanie z sezamkami, cisnę na stojąco, wydzieram się na nich, wymuszam pierwszeństwo przed autem i cisnę lewym pasem, wszystko w obecności lekko zdumionych stróżów prawa:)
Zaczynam Lisią i szok, widzę Bartka! Powiem tylko że mając 100km w nogach podjeżdżałem ją w takim samym tempie jak za pierwszym razem. Wymęczona ale zdobyta teraz zjazd, gaz niesamowity bez chwili odpoczynku i po kilku min mam go na celowniku:) Jedzie za kolumną chyba 6 aut wśród których był radiowóz, może dlatego nikt tam nie wyprzedzał, no prawie nikt:) Oczy wypatrzyły kilka wiraży z dobrą widocznością, mózg przeanalizował, nogi zapiekły i już leciałem z przodu:)
Potem tylko fragment przed metą na którym również nie odpuszczałem i koniec przygody na dzisiaj. Na mecie okazuje się, że zająłem 2 miejsce w M3:)

Wynik na dystansie Mega - 134km
czas: 4:36:06
miejsce 9/83 Open
2/19 w kategorii M3, zaraz za mną jest Bartek czyli opłacało się grzać na końcu:)

Była beletrystyka, konkretne treningowe wnioski później.

Dane wyjazdu:
147.00 km 0.00 km teren
04:35 h 32.07 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
CADavg:
HR max:202 ( 96%)
HR avg:164 ( 78%)
Podjazdy:1000 m
Kalorie: 2300 kcal

TMR czyli Żądło Szerszenia 2013

Sobota, 27 kwietnia 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 0

Opis ująłbym w jedno niecenzuralne słowo oddające skrajne uczucia jakie towarzyszyły mi w trakcie i po całym zajściu ale nie wypada:)

Start 8:32, grupa...no jakby to w skrócie ująć, jechałem ze zwycięzcami open mega:)
Plan jakiś tam niby był ale że regularność treningów kulała to tak naprawdę nie wiedziałem co uda mi się zrealizować. Wiedziałem tylko, że dyfer musi być i koniec:)
Zaraz za miastem Zibi zaciąga i zostaje chyba 5 osób do pracy, lepiej być nie mogło. Kolejne grupki dochodzimy dość szybko i w okolicach 30km mamy już spory peletonik, w którym chyba tylko 3 osoby zamiatały ogon. Pozostali mniej lub bardziej sumiennie ale pracowali na zmianach, ponad wszystkimi był Zibi, który urządzał sobie ~10min tempówki na szpicy z prędkością min +3do5km/h w stosunku do pozostałych:) Wpadamy na Gruszeczkę sporą bandą, wcześniej wyłapałem potężną dziurę i nie miałem zamiaru tego powtarzać dlatego wyrwałem do przodu i przeorałem cały odcinek na twardo w okolicac ~37km/h.
Niedługo potem zaczęły się jakieś nieduże podjazdy na których szedł niemiłosierny gaz, zarzynałem się tam żeby nie zgubić czołówki i jakoś się udało ale nie było to dobrym prognostykiem przed tym co czekało na końcowych km.
Na kilkunastu kilometrach grupa stopniała do kilku osób i na jednej z kolejnych zmarszczek pozbyli się również mnie:/ To by było na tyle z wesołych wiadomości:)
Dalsza jazda to obraz nędzy, rozpaczy, prób motywacji siebie i innych itd itp. Przez kilkanaście km jechałem/wlokłem się z grupką leciwych kolarzy wiozących się za chłopakiem z Drużyny Szpiku i jeszcze kimś kto chciał dawać zmiany, reszta zajadała kanapki na kole... Na dziurawym odcinku przed drugim bufetem, mija nas ciuchcia Pana Rawskiego do której postanawiam się podpiąć resztkami sił. Wiedziałem, że nie starczy mnie na dłuższą jazdę z nimi ale miałem to w dupie i chciałem trochę zawalczyć. Szło całkiem dobrze i miałem nadzieję pokonać z nimi przynajmniej wietrzny odcinek przed Czeszowem ale ekipa pominęła bufet, a ja poprosiwszy w locie o wodę dostałem 1,5l butlę:D Masakra prawie mi rękę wyrwało, a weź to później nalej do bidonu, komedia:)
Wypluty do cna zbliżam się nieubłaganie do Prababki i pozostałych podjazdów. W telegraficznym skrócie, nigdy nie robiłem ich w tak tragicznym tempie, bateryjki skończyły mi się dawno temu i chodziło tylko o to żeby przetrwać. Odcięło mnie na tyle mocno, że przed Piersnem zatrzymałem się na kilka chwil. Po tym do końca jechało mi się dużo lepiej i jak to na ostatnich km wróciła wola walki:)
Tyle, z czasem będzie lepiej!

I filmik się pojawił.
Artur i jego "cień" 2:30min
I moja banda 3:50min