suche info

avatar Czasem bez ładu i składu ale zawsze do przodu!




Forum kontaktowe
Wyrocznia #1
Wyrocznia #2

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

>200km

Dystans całkowity:733.73 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:27:17
Średnia prędkość:26.89 km/h
Maksymalna prędkość:73.00 km/h
Suma podjazdów:9512 m
Maks. tętno maksymalne:204 (97 %)
Maks. tętno średnie:162 (77 %)
Suma kalorii:5100 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:244.58 km i 9h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
256.00 km 0.00 km teren
09:45 h 26.26 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
CADavg:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:4000 m
Kalorie: kcal

Dlouhe Strane - Pradziad

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 24.06.2012 | Komentarze 3

Cel: 4km w pionie
Sposób: byle do celu:)

A na poważnie, Tomek rzucił propozycję, rękawicę podjęli Krzysiek, Artury dwa, Mati no i ja, a nie sposób zapomnieć o Błażeju;)
Odzew na forum i FB znikomy (poza Błażejem), nic dziwnego 250km i 4km w pionie to nie weekendowa wycieczka tylko walka o przetrwanie.

Standardowa fota w komplecie, brakuje Błażeja który stał z drugiej strony


To mój drugi wypad w Jeseniki, ostatnio przygotowałem sobie karteczkę z poszczególnymi przewyższeniami/dystansem (takie psychologiczne ułatwienie), tym razem zrobiłem to samo tylko karteczka została w domu:)
Pokonujemy pierwsze nieśmiałe garby na których tempo bynajmniej nie jest rozgrzewkowe


Wieczorem przekładałem linki obydwu przerzutek i pierwsza zmarszczka na której muszę skorzystać z małej tarczy uświadamia mi że coś nie gra, słyszę jakieś dziwne odgłosy, krótki postój nie wyjaśnia sprawy i gonię za resztą bez diagnozy.
Szczęście (dla mnie) w nieszczęściu Tomek łapie kapcia na jakimś kartoflanym przejeździe kolejowym, mam chwilę na niezbędne regulacje. Tomkowi troszkę zeszło z reperacją więc ze starej dętki zrobiłem procę na moście:)


Odbijamy na Nove Losiny i zaczyna się pierwszy podjazd, mikrus taki na 250m ale fajnie rozgrzewa przed nadchodzącymi atrakcjami:)

W Loucna nad Desnau szybko namierzamy południową ścieżkę pod górny zbiornik elektrowni szczytowo pompowej Dlouhe Strane, nawiasem mówiąc niesamowite osiągnięcie energetyczno-techniczno-budowlane naszych południowych sąsiadów.
Wszystko pięknie tylko nikt nas nie uprzedził przed nadchodzącymi atrakcjami...

Podjazd zaczyna się dość "typowo" czyli jakieś 6% chwilami więcej, zabawa zaczyna się od ~3km gdzie kopie do 10% i trzyma bezlitośnie do załamania na 8km dodatkowo dokładając po drodze sporej długości fragmenty nawet do 14% !

Na czele podobnie jak poprzednio Krzysiek i Artur G., chcieli sobie udowodnić coś tam ale chyba żaden nie spodziewał się takich ścianek:)

Na tym podjeździe (podobnie jak na Stelvio z Tomkiem) stoczyłem "bratobójczą" walkę z Arturem Ś. Od początku zyskałem sporą przewagę ale "przeciwnik" doszedł mnie tuż przed ostrzejszymi fragmentami podjazdu. Licznik kolejny raz odmówił mi posłuszeństwa i jedyne co wiedziałem to zasłyszane na początku 800m w pionie na 12km, szybkie kalkulacje po drodze doprowadziły mnie do złudnych 6-7% i ~1h podjazdu, to jedyne info jakie miałem. Wystarczy spojrzeć na profil poniżej żeby choć trochę zrozumieć zaskoczenie wszystkich na 3 i 8km:)
"Wspólny" podjazd sprawił, że z zakresów podprogowych musiałem się chwilami wzbijać powyżej 92% żeby utrzymać koło albo celowo min poprawić, do załamania na 8km przeżywałem katusze ale jakimś cudem nie odpadłem i na zjeździe udało mi się nadrobić jeszcze jakieś grosze. Potem powtórka z rozrywki tylko bez tych morderczych skoków powyżej 11%, wydawało mi się że mam bezpieczną przewagę ale Artur znowu docisnął i po kilku min słyszałem go za sobą, szybki atak kontra i tak jeszcze ze dwa razy. Ostatecznie wtoczyłem się pod elektrownię przed nim zyskując ledwie 50m przewagi, jak się później okazało to zwycięstwo kosztowało mnie bardzo dużo.
Czas: 53:11 @ średnio 185bpm (88%)

Profil podjazdu, następnym razem każdy podejdzie do niego z duuuużo większym respektem


Na miejscu zamiast zbiornika zastaliśmy największy na świecie velodrom:) Pokusa na rundkę była ogromna ale wizja "pokuty" przeważyła i utrzymaliśmy fantazję w cuglach:)




badanie przyczepności:)



Szybka przymiarka do startu poprzedzona "parkingową" glebą:)




Odrobinę niżej zatrzymaliśmy się na mecie organizowanego w tym samym dniu Uphillu pod zbiornik, zawodnik z lewej pozamiatał generalkę ;P


Nadajnik na Pradziadzie czeka...


Z górnego zbiornika zjeżdżamy północną ścieżką mijając zawodników męczących się z uphillem, zjazd kończy się za Kouty nad Desnou.
Na dole okazuje się że Krzysiek ma jakieś problemy z powietrzem w kole i przez dłuższą chwilę walczy z naprawą, reszta zdrowo wymęczona na elektrowni rusza pod Cervenohorske Sedlo. Podjazd łagodny ale pod elektrownię zakwasiłem się strasznie i nogi paliły żywym ogniem mimo ślamazarnego tempa:/



Bardzo fajny zjazd na którym Artur Ś. po raz kolejny (po elektrowni) prezentuje niezłe umiejętności, gratulacje bo postęp w porównaniu do poprzedniego sezonu jest astronomiczny:)
Na dole odbijamy na "Vidly", które składają się z dwóch niezbyt wysokich ale rześkich (do 10%) przełęczy. Artur G. chyba ich nawet nie zauważył bo przeorał ten odcinek jak dzik:)

W Karlovej Studziance tankowanie "zbuków z syfonu" (źródełko mineralnej:) i zbliżamy się do ostatniego kata dzisiaj czyli Pradziada.
Startuję razem z Arturem Ś. i Tomkiem ale odjeżdżają mi niemal od razu, po wygłupach na elektrowni każdy następny podjazd robiłem w tragicznym stylu - byle jak byle na górę...
Nie wiem jak tam wjechałem, naprawdę myślałem że po drodze spadnę z roweru, jakby tego było mało Artur G., mimo startu 2-3min później objechał mnie jakbym stał w miejscu, nie wiem co on wpi....la ale też chcę trochę:)
Za Ovcarnią chwila oddechu i małe zaskoczenie, mijam Artura Ś. musiał stanąć bo prądu brakło, ten też zatankował jakieś cholerstwo i po chwili oglądałem jego plecy:)

Artur G. 38min, Tomek 46min, Artur Ś. ?min, ja wgramoliłem się w 51min
Na szczycie czekamy jeszcze chwilę na Matiego, pozostali pozostali na dole:)

Tomka maszynka na tle zdobytego wcześniej Dlouhe Strane




Wcale nie zdycham i w ogóle czuję się świetnie!:)



Myk i jestem w kadrze:)


Na dole pizza dla wszystkich i piwo dla odważnych:)
Jeżeli wyrysowany wcześniej profil nie kłamał pozostało nam jakieś 120km lekkiego zjazdu z jakimiś mikrozmarszczkami po drodze.
Za Vbrnem podpina się do nas Czech świetnie mówiący po polsku, czas szybko leci na pogaduchach, sąsiad odprowadza nas prawie pod Krnov skąd kierujemy się na Głubczyce.


W Głubczycach szybki postój na uzupełnienie zapasów i ruszamy w ostatnie 32km do Kędzierzyna-Koźla na pociąg o 21:22. W połowie drogi nogi miękną mi już całkowicie i daje grupce znak żeby leciała dalej, ja stracę jakieś 5-10min.
Wpadam w miasto 22min przed pociągiem, chłopaki czekają w centrum, moja navi prowadzi nas na dworzec tylko że Zachodni, ten właściwy jest 7km dalej przez miasto:)
Chłopaki myśleli że do pociągu mamy 11min (było 15) i że to ostatni (następny był za pół godz.), nie chciałem ich wyprowadzać z błędu, fajnie było się znorać na sam koniec w "pseudo kryterium", które sobie zafundowaliśmy żeby zdążyć:)



Łańcuch 1 KMC G: 1190km
Kategoria >200km, Jeseniky


Dane wyjazdu:
255.00 km 0.00 km teren
09:45 h 26.15 km/h:
Maks. pr.:73.00 km/h
CADavg:73.0
HR max:204 ( 97%)
HR avg:162 ( 77%)
Podjazdy:3350 m
Kalorie: 5100 kcal

Dzień próby

Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 3

Wspólnie z Marcinem i Arturem udało mi się pobić dzienny dystans i jednocześnie przewyższenia.

2 tyg bez roweru w tym 5 dni weselnego alkoholizowania, przyszedł czas aby się sprawdzić przed nadchodzącym wypadem.
W planach: przetrwać jak najdłużej bez szaleństw, jak widać udało się i to całkiem przyzwoicie:)

Zapowiadali silny zachodni wiatr i planując trasę od ok 80 km mieliśmy mieć w plecy ale niestety na górkach kręciło tak że przeważnie mieliśmy w twarz do samego końca:/

Początki trudne, nogi z waty i puls w niebo, prawdę mówiąc po 30min chciałem odpuścić ale wspólnie doszliśmy do wniosku że wyluzujemy, w końcu chcieliśmy sobie zrobić małą symulację długodystansowej turystyki, a nie wygłupiać się jak zwykle na takich wypadach.
Mimo tego większość podjazdów czy zmarszczek chłopaki robili swoim tempem, a ja swoim (pamiętacie nosorożca z Jumanji?:)

Przed Nachodem w Czechach zaczęły się pierwsze roszady w sprawie trasy, ja i Artur chcieliśmy jechać po czeskiej stronie i wbić się na wysokości Stronia Śląskiego, a Marcin z uporem maniaka optował za Lisią i Radkowem.
Ostatecznie dywagacje doprowadziły nas do Kudowy gdzie postawiłem ultimatum, konkretne żarcie albo dalej jadą sami:) Pomidorowa z ekstra ryżem i prawie godzinna przerwa postawiła nas na nogi, wiadomo że człowiek stygnie i wybija się z rytmu ale podobny wpływ mają 10min przerwy podczas których nie sposób odpocząć.

Lisia wypadła z kalendarza na rzecz Zieleńca, Bystrzycy i Stronia Śl.-dalej "miało się zobaczyć":)
Zjeżdżając z Zieleńca roztropnie minęliśmy skręt na "Przełęcz Chujową" by po kilku km odbić podobno na Spaloną, chłopaki nie mogli dojść do porozumienia czy droga jest właściwa i ostatecznie Marcin poleciał dalej, a my wróciliśmy na zjazd do Międzylesia by po chwili odbijać na podobno właściwą Spaloną z podobno normalną nawierzchnią. Skutki widać na poniższym zdjęciu:)

Spalona zbiera swoje żniwo



Mieliśmy się spotkać w Bystrzycy ale ostatecznie sporo z Arturem nadłożyliśmy i Marcin poleciał dalej sam.
Na pięknym ryneczku postanawiamy zrobić drugi i ostatni dłuższy postój na konkretny popas połączony z leniwym wygrzewaniem w słońcu i przeplatany dywagacjami nt dalszej trasy.Wybór padł na Stronie Śl. przez Puchaczówkę i dalej do Lądka.

Podjazd pod Czarną Górę przy przebiegu rzędu 180km dał mi się chyba najmocniej we znaki, nawet Zieleniec nie pozostawił tak męczących wspomnień jak te ~10km z sekcjami 10%, dłużyło mi się tam strasznie ale męki zostały wynagrodzone tym co lubię najbardziej czyli stromym i krętym zjazdem do Stronia Śl. gdzie czekał Artur.

W Lądku zaczynamy się wspinać pod ostatnią górkę tego dnia czyli przejście graniczne w Lutyni. Podjazd naprawdę super, równy niezbyt stromy ~4-5% akurat coś na zakończenie dnia, no i te widoki z lewej strony.



Do Javornika z górki więc szybciutko i sprawnie, przed Paczkowem okazało się że mamy szansę zdążyć na przedostatni pociąg i wypadało się spiąć jeszcze na 35min, Artur widząc co się ze mną dzieje (jechałem już ostatkiem sił) kłamał jak z nut o tych zjazdach, pagórkach które za 100m się kończą itd itp, ma gość wprawę.
Na dworzec wjechaliśmy równiutko co do założonej minuty, niestety okazało się że źle zapamiętałem rozkład i franca odjeżdżała 4min wcześniej, nie zostało nic innego jak znaleźć sklep z piwem...

Wyszło tego 232km po górach w czasie 8:50 z dwiema konkretniejszymi przerwami i kilkoma krótkimi postojami, w sumie lekko ponad 12h, reszta dojazdy na pkp.


Łańcuch_3 DA: 670km

Dane wyjazdu:
222.73 km 0.00 km teren
07:47 h 28.62 km/h:
Maks. pr.:71.00 km/h
CADavg:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2162 m
Kalorie: kcal

Wrocław-Szklarska-Harrachov-Frydlant-Zgorzelec

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 4

Skład:Tomek, Adam, Artur, Mateusz, Tomek (Melchior) i ja.

Tytułem wstępu.
Na początku tygodnia planowaliśmy powtórkę wypadu w Góry Sowie i ponowny atak na 5 przełęczy (ostatnio skończyło się na 3), śledząc wpisy na Forum można było dojść do wniosku, że każdy pojedzie w swoją stronę. Na szczęście chłopakom udało się dojść do porozumienia i w piątek(!) późnym wieczorem zadzwonił do mnie Artur z propozycją wypadu na Jelenią-Szklarską-Frydlant-Zgorzelec. Znając swoje możliwości od początku planowałem jechać do Jakuszyc i wrócić na PKP do Jeleniej, rzut okiem na ślad i widać, że plan nie wypalił:) Rano ogarnąłem sprzęt i niezbędne graty, wciągnąłem makaronik z serem i cukrem (wg zaleceń Artura:), niestety dopadła mnie jakaś opieszałość w tym wszystkim i spóźniłem się 10min na zbiórkę o 7:30(sorry chłopaki).

JAZDA!
NO I POSZŁO! Lekki wiaterek w plecy, poranek więc słońce nie dokuczało, małe natężenie, piękne widoki i tak do Łysej Góry, jechało się tak lekko, że chłopakom na pulsometrach pokazywało chyba spoczynkowe:). Na początku trafiliśmy na remont i liznęliśmy „kolejowego przełaju”.

Mati i Artur

SSB - Standardowy Szyk Bojowy:)

To jeszcze po północnej stronie autostrady, większość drogi do Jeleniej wyglądała właśnie tak.

Nieplanowany postój czyli akcja pod roboczym tytułem "kup sobie 2-gi bidon"




Na podjeździe pod Łysą Górę jak zwykle wszystko się porwało, Tomek (Melchior) z Arturem wystrzelili do przodu i zameldowali się na szczycie jako pierwsi, ja wspiąłem się zaraz za nimi (byłem przekonany, że podjazdy zakończę w Jakuszycach i mogłem sobie trochę pofolgować).
Po drodze na szczyt mijaliśmy po kolei starszego „kolegę po pasji” z którym na końcu zrobiłem sobie zdjęcie. Podczas rozmowy wyszło, że jedzie dokładnie w tym samym kierunku co my w konsekwencji do granicy czeskiej mijaliśmy się jeszcze kilka razy.


Żeby nie było, ja naprawdę zrobiłem tą traskę:) Tu zdjęcie z weteranem na szczycie Łysej Góry

Zbiorcze fotki na Łysej Górze, od lewej Tomek (Platon), Artur, Tomek (Melchior), Mateusz, ja i Adam


Widoki na Łysej Górze od Tomka


Zjazd do Jeleniej, tranzytem przez miasto i dalej w kierunku Jakuszyc. Po dłuższej chwili zaczynamy podjazd pod Szklarską (6km, średnio 3.95%), Tomek (Melchior) jak zwykle wystrzelił jako pierwszy, zaraz za nim Artur i ja, po kilku km Tomek (Platon) zaczął się dość sprawnie zbliżać, najpierw łyknął Mateusza, potem mnie i Artura, byłem lekko zdziwiony bo na starcie podjazdu deklarował, że będzie się tu oszczędzał Po drodze podziwiałem pięknie zlokalizowaną drogę i przypominałem sobie jak kiedyś wracając autem ze Szklarskiej, obiecałem sobie, że machnę tu zjazd na rowerku (min. dlatego początkowy plan przewidywał powrót do Jeleniej). W Szklarskiej zatrzymaliśmy się na chwilę, chłopaki zabawili tam trochę dłużej a ja i Adam pojechaliśmy chwilkę wcześniej (ja z uwagi na to że jestem „świetnym góralem” a Adam zwyczajnie wciągał jakieś 5-6kg sprzętu więcej).

Zjazd z Łysej Góry również od Tomka


Tak wyglądały zjazdy:)


Na szczycie łobuzy nakręcili mnie żebym nie wracał do Jeleniej tylko leciał dalej i odbił na Zgorzelec trochę wcześniej (omijając Bogatynię i Zittau), cytuję „do Jeleniej masz 30 a do Zgorzelca raptem 50km”, faktycznie do Zgorzelca z Jakuszyc jest 75km poza tym po drodze trzeba się wspiąć kilkaset metrów w pionie!

Tomek cieszy się jakby dostał wizę do Stanów, dopiero po chwili wytłumaczyliśmy mu, że to przejście graniczne Czechy/Polska w Jakuszycach:)


Właśnie na tym ostatnim podjeździe zaczęły się problemy podobne do tych które „uwaliły” mnie przy ataku na Góry Sowie w połowie maja, fachowo zwie się to hipoglikemią czyli niedoborem cukru:/ w siodełku należy to czytać "zostało Ci 20km życia"

Tomek (Melchior) i poniżej ja chyba w okolicach Korenov, w każdym razie było to najwyżej położone miejsce na trasie


Mniej więcej od tego miejsca zaczął się mój fizyczno/psychiczny zjazd.


Ciągnąc dalej do miasteczka Frytlland mijamy pięknie położone jezioro Vodni Nadrz Sous (Adam powinien podrzucić fotkę na tle jeziora). Widoki warte męki:)

I wspomniane jezioro


Czeskie zjazdy 65+ juuuuuuppppiiiiiiiiiii To gdzieś tu wykręciłem 71km/h, bardzo kręta trasa z mokrym asfaltem, prawie każdy uślizgiwał tył na dohamowaniach, Tomek (Melchior) poleciał podobno nawet przodem!, wyjścia z zakrętów na przeciwny pas też nie były rzadkością. Na dole zameldowałem się pierwszy - trzeba mieć coś z życia:) ps. zdjęcie robione przy ok 55km/h


I jeszcze kilka fotek w Czechach zapożyczonych od Artura albo Tomka




Rozstanie
We Frytllandzie Tomek (Platon) Artur i Mateusz odbijają w kierunku Zittau (z uwagi na burzę w Bogatyni odbijają bezpośrednio na Zgorzelec), natomiast ja Tomek i Adam lecimy do Zgorzelca od razu.

Śmierć kliniczna
Na liczniku ~202km, 1:20h i 28km do pociągu, czytając to myślicie, że można to łyknąć na jubilacie:) Pewnie, że można tylko ja ciągnąłem na oparach od jakichś 20km, przez następne km wlokłem się na wpół przytomny, Tomek co chwile próbował mnie motywować, prowadzić na kole itd. bez rezultatu, nie miałem czym jechać. Ostatecznie Tomek poleciał na pociąg (koncert kumpla we Wro), a Adam toczył się ze mną w tempie wózka sklepowego, ~13km przed Zgorzelcem, mając w nogach dokładnie 217,94km powiedziałem, że muszę stanąć na poboczu na „minutkę”, położyłem się na trawie i nie wstałem przez jakieś 20min…, dobrze, że Adaś nie robił zdjęć.
Poniżej odcinek do Zgorzelca, Adam złapał mnie w trakcie zakładania koszulki z rękawem

Autostopowicze
przez chwilę było o tym co się działo ale...
vel.Adam wierszokleta

<em>"...Na ostatnich kilometrach wiele przygód nas spotkało,
Z tych do celu metrów, opowiadań będzie niemało.
Ze względu na ich obszerność i niesamowitość,
Będę miał nad czytelnikiem litość,

Opowiem je chętnie ale przy dobrym piwie,
Bo jak sobie o nich myślę to sam się dziwie,
Że to jest możliwe i mnie to spotkało,
takie to niesamowite zdarzenie miejsce miało..."</em>

"Regeneracja" przy dworcu PKP w Zgorzelcu


PKP łączy ludzi
Ja dogorywałem na trawniku przy dworcu, nagle Adam dostrzegł "naszych", jak wcześniej wspomniałem skład na Zittau odbił z powodu pogody wcześniej i pojawili się na dworcu czekając na ten sam pociąg. Jakby tego było mało, po jakimś czasie w szynobusie dosiada się do nas jak gdyby nigdy nic Tomek (Melchior), który odbił wcześniej spiesząc się na koncert, okazało się, że przesiadka uciekła mu w szczerym polu o dosłownie 1min i 1,5h sterczał na ławce. Wyjechaliśmy w komplecie i tak też wróciliśmy:)

Z dworca we Wrocławiu polecieliśmy razem z Platonem na Grunwald, Tomek poleciał na chatę, a ja na browarnego grila na tekach:)

Podziękowania dla
Wszystkich za świetne towarzystwo!
Tomka (Platona) za banana:)
Mateusza za 15 "korun cieskich" na herbatę - jestem Ci dłużny chłopaku:)
Artura za "kanapeczkę"
i przede wszystkim dla Adama za wodę jeszcze w PL, łyk napoju podczas gehenny do Zgorzelca (miał może na dwa pociągnięcia) i przede wszystkim za to, że nie zostawił mnie w stanie agonalnym na poboczu - stary jesteś WIELKI!
a właśnie, chcielibyśmy (wspólnie z Adamem) podziękować szalonej "liderce Tercetu" za to, że stała się naszą bohaterką:) pozdrawiamy serdecznie!!!

Kategoria >200km